Koszyk
-
Twój koszyk jest pusty
Malwina Regina właśnie zadebiutowała z własną marką FRANKA, w której tworzy ceramikę i tekstylia.
Twórczyni i designerka, z którą spotkałyśmy się ostatnio w krakowskim MOCAK-u, opowiada nam o kolorze, inspiracjach Joana Miró i Joan Mitchell, o kuchni z dzieciństwa pełnej kolorów jak u Picassa i… o błękicie, który nie chce jej ostatnio opuścić.
FRANKA to coś więcej niż ceramika. Jak narodził się ten pomysł? Co przyciągnęło Cię do pracy z gliną i tkaniną?
Przez ostatnie kilka lat skupiłam się na tym, aby obudzić w obcych ludziach kreatywny potencjał. Powoli, miesiąc za miesiącem, dochodziło do mnie, że to, co daje mi najwięcej radości to nie edukowanie, ale wykorzystanie mojego własnego kreatywnego potencjału. Chwyciłam za pędzel, płótno i ceramikę. Stół, który we FRANCE jest w centrum pojawił się bardzo naturalnie. Jedzenie zawsze było bardzo ważne w mojej rodzinie, mój mąż pracuje w branży gastronomicznej. Kiedy mieszkaliśmy przez jakiś czas we Włoszech (gdzie znowu jedzenie było najważniejszym punktem dnia), pomyślałam, że ciekawie byłoby to wszystko połączyć i stworzyć markę, jakiej nie ma polskim rynku: wokół stołu. Tekstylia i ceramika stały się więc płótnem i dają ogromne pole do kreatywnej twórczości. Cały czas odkrywam tu nowe możliwości, sposoby na uzyskanie ciekawych kształtów, faktur i efektów. Otworzył się przede mną świat, który pochłonął mnie całkowicie.
Czym jest dla Ciebie praca z kolorem? Intuicją, decyzją, a może sposobem opowiadania historii?
Na pewno dużo w niej intuicji, ale skłamałabym mówiąc, że wszystko robię na wyczucie. Przez trzy lata wykładałam wiedzę o kolorze w jednej z krakowskich szkół artystycznych i potrafię ocenić, które połączenia są dobre, które intrygują, a które są obiektywnie ładne i spodobają się prawie każdemu. Są jednak kolory i połączenia, których osobiście nie lubię i we FRANCE oraz w osobistych projektach, które tworzę, uczę się sięgać po nietypowe dla mnie odcienie jak brązy, czerwienie, odcienie ziemi. To jest w jakiś sposób bardzo odświeżające. Niektórych tych kolorów używam w praktyce po raz pierwszy i muszę się jeszcze wiele o nich dowiedzieć.
Czy pamiętasz pierwsze dzieło sztuki, które zrobiło na Tobie wrażenie właśnie kolorem? Jego połączeniem, intensywnością lub materiałem, z którego zostało stworzone?
Pierwszego dzieła nie pamiętam, bo było ich wiele, ale niezmiennie ogromną inspiracją jest dla mnie Joan Miró, zwłaszcza pod względem tego, jaka moc drzemie w nawet niewielkiej plamie koloru. Muzeum Fundació Joan Miró w Barcelonie, to miejsce do którego wracam zawsze jak jestem w tym mieście, a staram się być w Barcelonie raz w roku. Znajdują się tam fantastyczne dzieła tego artysty, sporo z nich jest bardzo oszczędne w formie i kolorze, a jednak zapadają w pamięć na całe życie. To artysta, który uczy mnie, że nieważna jest ilość, ważne jest umiejscowienie i mądre wykorzystanie koloru. To sztuka, którą nadal badam, bo z natury jest mi bliżej do maksymalistki. I pewnie dlatego na drugim biegunie moich malarskich fascynacji jest Joan Mitchell, która koloru używała w sposób bardzo ekspresyjny. Zresztą cały nurt ekspresjonizmu abstrakcyjnego bardzo mocno ze mną rezonuje i jest moim ulubionym okresem w sztuce. Zarówno pod względem wyrazu, ekspresji jak i koloru.
Czy jest jakiś kolor, który szczególnie Ci teraz towarzyszy Taki, który pojawia się w Twojej pracowni, w myślach, w ubraniach?
Zdecydowanie mam swój okres błękitny, a wręcz okres niebieski, bo każdy odcień niebieskiego pojawia się w ostatnich miesiącach w moich pracach, w szafie i w akcesoriach, które kupuję. Widać to bardzo mocno w ostatniej kolekcji FRANKI i nic na to nie poradzę.
Masz swój “kolor dzieciństwa”? Taki, który kojarzy Ci się z domem, latem albo jakimś konkretnym wspomnieniem?
To chyba multikolor, bo w którymś momencie dzieciństwa moja mama remontowała kuchnię i połączyła w niej naprawdę dużo różnych kolorów, faktur i wzorów. Błękitny, pomarańczowy, czerwony, brązowy, fioletowy, zielony…prawdziwy Picasso. Wtedy, jakieś 25 lat temu wydawało się to szalone, ale ta kuchnia jest taka do dzisiaj i dla wszystkich pozostaje ulubionym miejscem w domu. Zarówno przez jedzenie, które tak jak wspomniałam, zawsze było dla nas ważne, jak i przez ten kolorystyczny mix, z którym bardzo dobrze się czuję i mnie nie przytłacza. Pewnie właśnie przez tę kuchnię Picasso pozostaje dla mnie artystą numer jeden i nigdy mi się nie nudzi.
PIUMO cenię za różnorodność kolorów i odcieni. Rzadko która marka proponuje kilka odcieni niebieskiego, czy różu, a tutaj jest to normą. To wspaniała sprawa, bo inne odcienie lubię nosić w lecie, inne zimą. Ta różnorodność kolorystyczna to aspekt, który mocno trzyma mnie danej marce. Czasami nawet przy tym samym produkcie, który można mieć w kilku wariantach i nosić przez lata.
Z miłością,
Piumo i Malwina Regina
W kolekcji Smooth Summer zanurzamy się w świat naturalnych tkanin, miękkich i lekkich splotów, odcieni, które jak samo lato, towarzyszą.…
Czytaj więcejPięć kluczowych elementów wiosennej garderoby, które posłużą Ci na lata – – poncha, apaszki, szale, frotki – ‘akcesoria’. Wiosenna garderoba…
Czytaj więcejKolekcja “Smooth Summer” – bawełna i jedwab to idealne połączenie na lato. Dlaczego bawełna i jedwab to idealne połączenie na…
Czytaj więcej